Zaczęło się od długiego, leniwego poranka, na który zwykle, w tygodniu sobie nie pozwalam (mój dzień zaczyna się o 6 rano, przynajmniej w tygodniu). I tak zwlekłam sie z łóżka o 11.00!
Odebrałam dzieci wcześniej ze szkoły i przedszkola...wybraliśmy się do miasta...na najpyszniejsze lody w okolicy, do naszej ulubionej kawiarni MelanżCafe <3 Przy okazji zaopatrzyłam się też w materialy na kolejne DIY ;) O gotowaniu obiadu nie było mowy więc wybraliśmy się na pizzę...też najpyszniejszą w okolicy do Cafe15. Ale, ale...że dzieciaki chciały na plac zabaw, postanowiliśmy zjeść w plenerze.
Pojechaliśmy nad jezioro, rozbiliśmy biwak na pomoście i delektowaliśmy się chwilą...szukaliśmy ryb w toniach jeziora, rozmawialiśy z łabędziami, Antoś wypatrzył węgorze w głębinach i odpłynęliśmy pomostem w siną dal marzeń...
Szęśliwi. Czasu nie licząc. Obok siebie i dla siebie.
Potrzebne materiały:
- odrobina spontaniczności,
- odrobina beztroski,
- odrobina czasu,
- szczypta marzeń,
- łyżeczka fantazji.
Krok po kroku:
Wszystko razem wymieszć, wypić i oddać się chwili ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co o tym myślisz?